Droga Głupca przez Wielkie Arkana – a właściwie moja Droga Głupca – czyli moja podróż życia przez wielkie arkana, choć to tylko jej fragment.
Droga Głupca przez Wielkie Arkana. Na początku było słowo. 🙂
Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie, czy świat naprawdę potrzebuje kolejnej tarocistki, kolejnej wróżki?! SERIO?!
Zanim dowiedziałam się o Drodze Głupca i pojęłam mniej więcej, czym ona tak naprawdę jest, okazało się, że jestem już w połowie cyklu. Tak, cykliczność jest tutaj jednym ze słów kluczowych.
Ten artykuł nie jest opisem Drogi Głupca przez wszystkie Wielkie Arkana – to jedynie moja wersja tej podróży.
0 Głupiec
0 – Przez wiele lat byłam jak Głupiec, ślepo podążając swoją ścieżką. Tylko czy aby na pewno swoją? Myślałam, że będzie to szybka i urocza podróż bez przeszkód, nic tylko radość i szczęście i jednorożce. 🙂 Głupia – głupiutka ja. 🙂 Chociaż nigdy nie porzuciłam wiary, wiele razy zaczynałam od początku. Często odnoszę się tutaj do dość zamierzchłych czasów, kiedy byłam na początku drogi. Jednak zawsze wymagało to ode mnie nie tylko wiary ale i odwagi aby skoczyć raz jeszcze w nieznane. Za każdym razem pokonując jeszcze większe lęki i blokady. Za każdym razem skacząc jeszcze dalej, jeszcze głębiej.
I Mag
I – Po wielu latach zorientowałam się, że długo, bardzo długo nie mogłam wyjść z fazy / pozycji Maga. Nie dla tego, że ktoś mi tego bronił, czy nie miałam możliwości – wynikało to bardziej z mojej ignorancji. Wiedziałam już całkiem dużo, myślałam, że mam wszystkie narzędzia, a nawet mogłam ich używać osobno. Kiedy jednak przyszło już do ich połączenia – nie mogłam nijak ruszyć do przodu. Nie wspominając już o strachu. Wiele lat zajęło mi opuszczenie jaskini Maga, kiedy dowiedziałam się, że jest coś więcej niż tylko znaczenie kart. To była wiedza, którą mogę odzyskać z mojej podświadomości. Nie zdawałam sobie jednak jeszcze wówczas sprawy, co Tarot tak naprawdę może mi zaoferować. 🙂 Później dopiero zaczęły pojawiać się pierwsze owoce, dużo później. Zrozumiałam, co to znaczy: jak na górze – tak i na dole. jak na zewnątrz – tak i wewnątrz. To jest takie oklepane stwierdzenie opisujące Maga, a tak głębokie w swojej prostocie przekazu.
II Kapłanka
II – Kapłanka zawsze była tą energią, która zawsze pchała mnie ku mojej psyche, ku mojej odpamiętywanej wiedzy, ku zagłębianiu się w magiczne pisma, ku uczeniu się od innych, mądrzejszych ode mnie – ale także do dzielenia się tym co wiem i co mam z innymi. Zaakceptowanie i zrozumienie tej karty pozwoliło mi także nie tylko wsłuchać w moją intuicję ale i przynajmniej częściowo ją zrozumieć. Nie twierdzę wcale, że do mistrzostwa opanowałam tę sztukę. Z nadzieją patrzę w przyszłość i możliwości, jakie się przede mną otwierają. Kapłanka, to moja karta urodzeniowa (jedna z dwóch).
III Cesarzowa
III – Faza Cesarzowej pokazała mi, że mogę próbować iść krok po kroku. Pozwoliła mi zrozumieć, że nie działanie na szybko a praktyczne podejście – może nauczyć mnie, że uziemienie i życie w równowadze jest niezwykle ważne, a przede wszystkim w zgodzie z rytmami Matki Natury – ale i w zgodzie z samą sobą. Wiele razy w życiu nie potrafiłam zachować równowagi w moim życiu, dlatego miałam całkiem sporo przerw od tarota – i to długich. Mało tego, w końcu trzeba przestać się chować i działać po swojemu zgodnie z moim wewnętrznym rytmem.
IV Cesarz
IV – Cesarz pozwolił mi jeszcze bardziej wykorzystać do tego moją męską, upartą i ognistą energię. To był etap, kiedy zmuszałam wszystkich w swoim otoczeniu do przekonania, że tarot jest jedyną prawdą objawioną. To była ważna dla mnie lekcja. Nie wspomnę tu nawet, ile nerwów mnie to kosztowało, kiedy moim odruchowym zachowaniem na negacje tarota – był gniew i czasami agresja. Nie pozwalałam sobie na zaakceptowanie faktu, że ktoś może tego nie rozumieć, nie tolerować i wcale tego nie pragnie. Zrozumienie tego jak i ustanowienie swoich własnych warunków pozwoliło mi od nowa zbudować strukturę wokół mojej pracy z tarotem. Tak też właśnie kształtuje się rok 2020 – budowanie struktury na nowo (piszę ten artykuł w Marcu 2020).
V Papież
V – Och, potem mój „śliczny i cudowny” Papież zawitał w moim życiu. Kolejne kilka lat zajęło mi zrozumienie tego, że tak naprawdę mam 3 możliwości podejścia do tarota. 1 – ślepo podążać za archetypami – czyli spójrz tutaj, rób wszystko tak i nic ponad to. 2 – Mogę być tylko obserwatorką – bez żadnych działań, bez błędów, bez ryzyka ale i bez konsekwencji – czytaj bez sukcesów. 3 – Mogę zostawić to wszystko za sobą w diabły i robić to po swojemu. Pamiętam, kiedy kupiłam talię The Wild Unknown Tarot i była to talia używana, więc nie była poukładana po kolei. Pierwszą kartą, jaka była na samym wierzchu, był właśnie Papież. Cudowna lekcja i wskazówka, jak mogę zacząć zgłębiać tą talię i jak mogę nawiązać z nią nić porozumienia. Do wiedzy może prowadzić kilka dróg, niekoniecznie trzeba dać się prowadzić na sznurku.
VI Kochankowie
VI – Karta Kochankowie nauczyła mnie, że mogę podejmować decyzje i zmieniać je tyle razy, ile chcę – tak długo, jak ja je podejmuję, a nie ktoś podejmuje je za mnie. Pod warunkiem, że nie będę tego ignorować. Zbyt długo byłam „pomiędzy”. Wołało mnie, ale bałam się tego wołania przez lata. To właśnie lęk przed tym co powiedzą inni bardzo mnie blokował przed działaniem i wychodzeniem do świata zewnętrznego z tym, co robię, czym się pasjonuję i co mam do zaoferowania.
Myślę, że bycie numerologiczną 2-ką ma tu ogromne znaczenie. Owszem, jestem 11-ką, ale tą bywam od czasu do czasu, często wolałam i nadal wolę czasami grać drugie skrzypce – niż stać na czele. Dopiero zrozumienie i zaakceptowanie dodatkowego przesłania, dodatkowej misji 11-tki, bardzo w życiu mi pomogło działać po swojemu i akceptować swoją odmienność i inne podejście. Chyba nie lubię poddawać się indoktrynacji.
VII Rydwan
VII – W wyniku wahania Rydwan odesłał mnie kiedyś daleko – daleko od tarota, a później popchnął mnie ku niemu tak głęboko, że straciłam poczucie rzeczywistości. Nie zrozumiałam po raz kolejny lekcji, którą dostałam od Kapłanki i Cesarzowej. Zawsze działałam tak, że albo na 200% albo wcale. Nic więc dziwnego, Rydwan to przede wszystkim działanie a najgorsze co można zrobić – to się zatrzymać. Dlatego bycie w stanie równowagi jest dla mnie tak istotne.
VIII Sprawiedliwość
VIII – Sprawiedliwość próbowała mi pokazać, że kluczem jest wewnętrzna koncentracja. Że jest to tak cholernie ważne, aby zachować równowagę, jeśli chcę iść dalej ścieżką. Mało tego, Sprawiedliwość pozwoliła mi także zrozumieć konsekwencje moich decyzji. No OK, może jeszcze nie na 100% zrozumieć, ale przynajmniej pozwoliła mi je dostrzec – a to już połowa sukcesu.
IX Pustelnik
IX – Lekcja, którą wziąłem od Pustelnika, polegała na tym, że mogłam skupić się na sobie, na swoim wnętrzu. Nie wiedziałam, co to znaczy szukać – ale wewnątrz siebie. To był prezent, który od niego otrzymałam – choć na początku wydawał się karą i udręką. Mogę być sama i odkrywać to, co najważniejsze dla mnie – nie dla reszty świata. To wydaje się takie oczywiste a jest tak piekielnie trudne, szczególnie dla osoby, która w dzieciństwie potrzebowała aprobaty innych. Dodam tylko sama, to nie znaczy samotna.
X Koło Fortuny
X – Koło Fortuny uniosło mnie kiedyś w niebo, ALE jedynie na kilka tygodni / miesięcy. Później niż się tego spodziewałam. Potem oczywiście mnie przygniotło i to trzaskając przy tym kości. Nie rozumiałam co to znaczy wychwycić właściwy moment. Ten cykliczny rytm pozwolił mi zrozumieć – przynajmniej trochę – jakie są moje mocne i słabe strony. Tylko, że zrozumieć to jedno, a wprowadzić je w życie, to już zupełnie inna sprawa. Bardzo lubię planować, a od kiedy nauczyłam się to robić dobrze, zaczynam dostrzegać cykliczność w moim zagłębianiu się w tarota ale i w działaniu. Potrafię też do dobrze wykorzystać czy raczej spożytkować. Każda część tej cykliczności ma swoje wady i zalety. To umiejętne jej wykorzystywanie jest kluczem. Nic nie trwa przecież wiecznie.
XI Siła / Moc
XI – Później Siła udowodniła mi, że mam Moc (jak to było w bajkowej piosence? Mam tę moc, mam tę moc… la la la), aby kontynuować, że jest to coś więcej niż tylko moje pobożne życzenie, że jest to magiczne przyciąganie, nieustanne wołanie. Mogę więc o wiele więcej zyskać, nie tyle działając wbrew sobie, ale właśnie panując nad lękiem czy pomimo lęku. Wówczas o wiele łatwiej jest działać w sposób naturalny a nie wymuszony. Dodam tylko, że jak już wspomniałam u osoby wiecznie szukającej pozwolenia i aprobaty, lęki i blokady były (i nadal czasami są) ogromne.
XII Wisielec
XII – Kiedy spotkałam Wisielca, czułam się beznadziejnie tylko dlatego, że myślałam, że jestem dobra w tym co robię – bo przecież robię to z pasją, a potem znowu pokazał się stary przyjaciel STRACH, co zmusiło mnie do ponownego rozważenia. Na swojej drodze Wisielca spotkałem wiele razy i pewnie spotkam go jeszcze nie raz. Przyznam, że za każdym razem kiedy nadchodził taki okres, bardzo często wątpiłam w siebie, ukrywałam się pod kocem i chowałam przed światem. Nie, wcale nie po to, żeby przemyśleć i być może zweryfikować moje działania, aby nabrać dystansu – tylko po to, aby udać, że to mnie nie dotyczy. Nic dziwnego, że w rezultacie nic się nie zmieniało – do czasu. 🙂
XIII Śmierć
XIII – Transformacja przyszła wraz z kartą Śmierć – i nie było to ani lekkie, ani łatwe, ani przyjemne. Dlaczego? Ponieważ tak naprawdę latami broniłam się przed tą zmianą i chowałam głowę w piasek. Tylko dlatego, że wahałam się i broniłam przed radykalnymi zmianami w moim życiu. Szczerze mówiąc, przed tymi małymi zmianami też się broniłam rękoma i nogami. Dopiero po pewnym czasie, czytaj po kilku razach, kiedy dostałam po głowie zrozumiałam, że im bardziej się bronimy przed tą zmianą / transformacją, tym bardziej potrafi być bolesna. W moim przypadku, taka właśnie była.
XIV Umiarkowanie
XIV – Wewnętrzna zmiana nastąpiła wraz z Umiarkowaniem – choć mam wrażenie, że nadal się dzieje. Mam więc jeszcze miejsce na rozwinięcie głębszego połączenia z tarotem. Milowe kroki robi się nieczęsto a ja kilka takich mam już za sobą. To też pokazuje, ze mój własny rytm działania też ma swoje zalety. Nie muszę „cisnąć” – jak to teraz jest w modzie – tylko działać powoli. Pozwalając na owe alchemiczne połączenie życia i pasji. To właśnie potrzeba harmonii i równowagi mi o tym od czasu do czasu przypomina. Poza tym, jeśli za szybko połączymy wodę i ogień – pozostaną tylko zgliszcza. Zrobienie tego w umiejętny sposób, potrafi zaowocować czymś wspaniałym.
XV Diabeł
XV – Jak ktoś to kiedyś pięknie opisał, Diabeł (nie ten stereotypowo rozumiany) znajduje się w miejscy przecięcia się tego co boskie z tym co diabelskie. Tego co wzniosłe z tym co niskie i zwierzęce. To był czas nieokiełznanej chęci zanurzenia się w tarocie.
Diabeł więc przyszedł do mnie z pokusą tego, co było dla mnie mało jeszcze realistyczne. To kolejny etap w mojej drodze tarotowej, kiedy zatracałam się bez reszty, a więc traciłam równowagę. Wędrowałam w głąb tarota i znowu się pogubiłam. Był taki moment, że obcowanie z kartami było dla mnie wielkim ciężarem. Wówczas oczywiście nasłuchałam się i naczytałam opowieści, jak to samo zło człowieka spotyka tylko dla tego, że para się TYMI kartami. Na szczęście ten etap minął i mam nadzieję już bezpowrotnie.
XVI Wieża
XVI – Nic więc dziwnego, że kiedy spotykam Wieżę, wszystko zawaliło się jak domek z kart. Tak, oczyściło także przestrzeń z niepotrzebnych i obciążających elementów. To czasami także dotyczyło ludzi, którymi się otaczałam. Mało tego, to działo się zawsze w najmniej oczekiwanym momencie i często dlatego, że zupełnie ignorowałam wszelkie sygnały.
XVII Gwiazda
XVII – Zaraz po Wieży nadszedł czas Gwiazdy, więc odnowę i odbudowanie tego, co zostało zburzone. To się tyczy wiary we własne siły, woli do działania, wiarę w słuszność moich decyzji. Gwiazda jest dla mnie najtrudniejsza nawet po tylu latach. Wewnętrzne projekcje i wizje nie zawsze idą w parze z wiarą we własne siły i możliwości. To właśnie wiara w siebie jest wciąż dla mnie największym wyzwaniem. To był czas, w którym odkrywałam czym jest mój naturalny rytm działania, co właściwie oznacza akceptowania siebie, swoich umiejętności ale i mojego otoczenia.
XVIII Księżyc
XVIII – Potem nadeszła noc – Księżyc – i szłam w ciemności. Polegając jedynie na mojej wizji świata. Zapomniałam jedynie, że nie jest to pełen obraz wszystkiego, a jedynie jego część, ponieważ patrzyłam na wszystko w odbitym świetle słońca. Oczywiście byłam pełna wątpliwości i obaw. Nic dziwnego, że błądziłam w labiryncie niepewności, przecuć i ułudy. Mało tego, zamiast słuchać swojej podświadomości, sądziłam w swojej naiwności, że wszystko wiem lepiej.
Biorąc pod uwagę numer karty XVIII (18) czyli 1+8=9 odnajdujemy w niej nawiązanie do Pustelnika, który w tym przypadku staje przed trudnym egzaminem i zmierzyć się musi z tym, od czego uciekł w świat ducha. Nic więc dziwnego, że musiałam stawić czoła swoim lękom, żądzy czy nawet agresji. Krok do przodu zrobiłam dopiero wtedy, gdy udało mi się nad nimi zapanować (przynajmniej częściowo).
XIX Słońce
XIX – Nawet jeśli Słońce zaoferowało mi światło i wolność bycia tu i teraz, wciąż nie miałam jeszcze klarownego obrazu. Dlatego, że podeszłam do tego ze zbyt wielką lekkością a nawet naiwnością. Nie ma nic złego w byciu naiwnym i dziecinnym od czasu do czasu. Na dłuższą jednak metę nie mogłam tkwić w takim stanie, ponieważ blokował mnie przed rozwojem.
XX Sąd Ostateczny
XX – Taaaaak, jasne – przemiana, duch nowego czasu, wyższa mądrość!!!
Moje kolejne wyzwanie przyszło wraz z Sądem Ostatecznym. To był czas kolejnej transformacji – czyli uwolnienie tego co MUSZĘ zrobić i skupienie się na tym, co CHCĘ zrobić – mimo że rozumiałam powody, nie było to i nadal nie jest dla mnie łatwe.
Oj to było dla mnie naprawdę duże wyzwanie. Nie należę do osób, które łatwo odpuszczają i rezygnują z czegoś – nawet, jeśli to coś nie do końca mi służyło.
To był także czas, by zadeklarować wobec samej siebie wierność moim ideałom, wierność temu, w co ja wierzę. Tak, czasami to ocierało się nawet o fanatyzm – więc popadanie ze skrajności w skrajność też nie jest mi obce. Jeśli jednak chciałam coś zmienić w swoim życiu, teraz z perspektywy czasu wiem i rozumiem, że te doświadczenia były mi bardzo potrzebne.
XXI Świat
XXI – Potem dotarłam do Świata i zdałam sobie sprawę… ale o tym za moment.
Hahaha, myślałam, ze jak dotrę do tego miejsca, to będę już osobą oświeconą – czyli wyjdę po drugiej stronie tunelu (jak to jest przedstawione w talii Tabula Mundi).

Cykliczność
Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie (o głupiutka i naiwna ja!), że ta podróż była tylko małą częścią mojej przygody z tarotem. CYKLICZNOŚĆ – pamiętacie? Mam więc nadzieję doświadczyć wielu z takich podróży głupców. Każda mnie czegoś uczy. Każda sprawia, że jestem coraz bogatsza w doświadczenia, umiejętności. Po cuchu myślę też sobie, że za każdym razem jestem o krok bliżej oświecenia. 🙂
Wybaczcie mi proszę, być może ten opis nie jest tak oryginalny czy tak fascynujący, jak inni go opisują, ale takie są moje doświadczenia i przemyślenia na temat tej podróży. 🙂
Co dalej? Nic – a właściwie wszystko. Podróż rozpoczyna się od nowa. Na tym polega nauka tarota i doświadczanie tarota. Cały czas przechodzimy taką samą drogę, z tą jednak różnicą, że za każdym razem, kiedy zaczynamy uczyć się czegoś nowego w tarocie, znowu stajemy na początku drogi i na nowo rozpoczynamy wędrówkę Głupca, który znowu nas sprowokował lub zachęcił, do kolejnego skoku wiary.